Page 145 - Gawenda_PRESS
P. 145



Wiesio oglądał to na własne oczy z okien mieszkania. Nie raz widział
„wyczyny” Niemców.
Aby oszczędzić dzieciom widoku tych okrucieństw, matka wywio-
zła ich do Jagodnicy. Tutaj także nie było spokoju. Słychać było strzały.
Siostrzyczka Hania, która dopiero co skończyła trzy latka, została pod
opieką stryjenki, a Wiesia mama zabrała do Zaberbecza. Po drodze
spotkali ojca. Dziś Wiesław myśli, że to było spotkanie umówione. Tak
czy siak ucieszyli się sobą, a tata miał zapewne dla mamy konspira-
cyjne zlecenia. I nagle zobaczyli żydowskiego chłopca biegnącego od
strony Białej. Był przerażony i roztrzęsiony. Uciekł Niemcom, a jego
bliscy wszyscy zginęli. Nie wiedział co ze sobą zrobić. Ojciec kazał mu
ukryć się w lesie i czekać do wieczora. Obiecał udzielić pomocy. Słowa
dotrzymał. Przeżycie pozostało na zawsze. A miało być na wsi spokoj-
niej…
Wrócili do miasta. Teraz z okien ich mieszkania roztaczał się zgoła
inny widok. Na końcu ulicy Grabanowskiej ulokowane zostały komen-
dy różnych służb wojskowych. Ich oficerowie i pracownicy zamieszkali
teraz w pożydowskich lokalach, a na podwórkach bawiły się niemieckie
dzieci.
„– Dziewczęta ładnie ubrane i uczesane skakały przez skakanki –
wspomina Wiesław – a chłopcy w granatowych lub czarnych spodenkach,
wyprasowanych do kantu, w brunatnych koszulach, pasach z koalicyjka-
mi i opaskami ze swastykami na rękawach. Wszystko dokładnie skrojone
i dopasowane. Tacy młodzi SS-mani. (…) Szedłem kiedyś od strony ryn-
ku do domu. Mogłem obejść innymi ulicami, ale Grabanowską było naj-
bliżej. Zresztą początkowo nie widziałem, bawiącej się między domami,
gromady. Gdy znalazłem się naprzeciwko ruszyli za mną niczym stado
psów. Chłopcy mieli kije, dziewczyny linki od skakanek. Odległość wy-
nosiła około dziesięciu metrów. Nie spodziewając się napaści opóźniłem
o sekundę ucieczkę i dostałem po plecach obcinkiem kija lub sznurka.
Uderzenia zadziałały jak zastrzyk adrenaliny. Włączył się dodatkowy
bieg i tyle mnie widzieli. Więcej tą ulicą nie chodziłem.”
Nadchodziły wakacje. Wiesio otrzymał promocję do drugiej klasy
z ocenami „sehr gut” – bardzo dobry. Twierdzi, że więcej w życiu ta-
kiej „cenzurki” nie otrzymał. Wakacje spędził na „swoich” włościach
w Zaberbeczu. Czas upływał spokojnie, tak jak by nie było wojny. Bawił
się z dziećmi stryjka Felka, chodził do lasu na grzyby. Ojciec, jeśli ich
odwiedzał, to tylko nocą, gdy wszyscy spali.



143
   140   141   142   143   144   145   146   147   148   149   150