Page 143 - Gawenda_PRESS
P. 143
W ten sposób stanowił on swoiste zabezpieczenie. Okazało się z czasem
jak mądry był rozkaz polskiego dowódcy.
Gdzieś z początkiem maja pod ich dom zajechała zaprzężona
w dwa konie bryczka, a w niej oficer SS z dwoma uzbrojonymi SS-ma-
nami. Mieli ze sobą ogromnego owczarka alzackiego. Nasz Wiesio zląkł
się psa i uciekł chowając w stogu. Widział jak oficer wysiadł z bryczki.
Mama wyszła mu naprzeciw. Czystą polszczyzną pytał o ojca. Odpo-
wiedziała, że jest w pracy i wróci wieczorem. „ Zatem niech się jutro do
nas zgłosi” – polecił i odjechali.
To „do nas” oznaczało, że jest oczekiwany na gestapo. Nic dobrego
z tego nie mogło wyniknąć, ale trzeba było się zgłosić. Ojciec udał się
tam następnego dnia i w trakcie przesłuchania dowiedział się o co cho-
dzi. Volksdeutsch Grube doniósł, że ojciec leczy ruskich partyzantów.
Tłumaczył, że przychodzili uzbrojeni, wymuszali pomoc, a on nie mógł
odmówić również dlatego, że jest lekarzem i powinnością jego jest po-
magać cierpiącym. To rozumieli, ale pytali dlaczego nie zgłosił tego na-
tychmiast władzom. I tu zadziałało doświadczenie polskiego dowódcy,
który w swoim czasie rozkazał napisać meldunek do granatowej policji.
Szybko odszukano to zgłoszenie, ale pytano dlaczego nie zgłosił tego
władzom niemieckim. Wiadomo, że policja granatowa, złożona z Po-
laków nie była kompetentna w tej sprawie i on jako lekarz, a nie prosty
wieśniak powinien o tym wiedzieć. Wątpliwości pozostały. Przesłuchi-
wania ciągnęły się tygodniami. Po trzech miesiącach ojciec wyglądał
jak cień człowieka. Trwał jednak uparcie przy swoim. Meldunek złożył
i nie jest winien, że nie przekazano go dalej. Uważał, że swój obowiązek
wykonał. W końcu Niemcy postanowili użyć podstępu. Wypuścili go
z zamiarem obserwowania.
Ojciec wrócił do domu, aby zobaczyć rodzinę po długiej rozłące,
ale nie zagrzał miejsca. Wiedział, że nie dadzą mu spokoju. Zdecydo-
wał pójść do lasu. Rodziną zaopiekował się oddział „Zenona”. Wiesław
wspomina:
„– Zrobili to tak dyskretnie, że ja nie widziałem żadnego. Przepro-
wadziliśmy się do miasta na ulicę Grabanowską 25. Zmieniono nam na-
zwisko na Cygański, wyrobiono lewe kenkarty. 17 września 1942 roku do
konspiracji wciągnęli mamę. Woziła tajne rozkazy i broń. Była łącznicz-
ką w AK. Ja poszedłem do pierwszej klasy szkoły powszechnej w Białej
Podlaskiej. Zacząłem od początku uczyć się pod okiem najlepszego na-
uczyciela i najwspanialszego człowieka, pana Kazimierza Bednarza.”
141