Page 183 - Gawenda_PRESS
P. 183
mechaników. Dostali więc solidną porcję szkolenia zakończonego eg-
zaminem. Instruktor przestrzegał jednak, aby nie starali się zbyt szyb-
ko go naśladować i przechodzić z samolotem „na ty”. Przekonał się
o tym wiele razy, a pierwszy raz wracając z Torunia do Płocka. Chciał
się popisać rodzinie w Parzeniu, która akurat zebrała się przy stołach na
wolnym powietrzu, korzystając z ładnej pogody. Chciał ostrym lotem
nurkowym zejść nad nimi, a po tym wykonać beczkę na wznoszeniu.
Zakończyło się pikowaniem z dramatycznym wyjściem na bardzo ni-
skiej wysokości! Na beczkę już nie starczyło nerwów. Samolot reagował
inaczej niż Wiesiek tego oczekiwał…
Wykonując obecną pracę wchodził coraz mocniej w środowisko lot-
ników samolotowych. Poznał Edwarda Makulę znanego pilota szybow-
cowego, mistrza w tej specjalności i pilota samolotów pasażerskich. I to
przyszło mu wieźć go z Leszna do Płocka w charakterze pasażera. Miał
tremę przy takim mistrzu. Ale Makula powiedział: ”leć tak jak by mnie
nie było” i zasnął. Wszystko poszło sprawnie i Makula z Płocka auto-
busem udał się do Warszawy. Poznawał coraz to nowych bohaterów
z okresu II wojny. Stański zapraszał do aeroklubu takich ludzi jak gen.
Stanisław Skalski czy płk Wacław Król, a także płk Marian Urbań-
ski, który walczył z Niemcami na Jak-ach, gdyż przyszło mu znaleźć
drogę do Polski od wschodu. Teraz płk Urbański szkolił ich w Płocku
w lotach nocnych. Na zajęcia teoretyczne jeździł do Torunia. Szkolenie,
szkolenie… Przyszła jesień. W listopadzie wybrał się z kolegami do Je-
żowa Sudeckiego gdzie, po dłuższym oczekiwaniu, znalazł warunki do
latania na fali i zrobił przewyższenie, którym zdobył diament do Złotej
Odznaki Szybowcowej. Rok 1974 zamykał osobistymi sukcesami i suk-
cesami modelarzy z modelarni, nad którymi sprawował pieczę.
Następne lata biegły według ustalonych reguł. Było w nich sporo
sukcesów, ale nie brakowało przykrych incydentów. Lecz czas przy-
nosił też zmiany. Dotychczasowy kierownik Aeroklubu Z.M. Wacław
Stański, wybierał się na emeryturę. Następowały lawinowo zmia-
ny personalne. Wiesiek otrzymał nowe zadania, którymi nie był za-
chwycony. Próbował coś zmienić, nie dał rady. Zalegali mu z urlopem
za cztery lata, złożył więc wypowiedzenie i nie bez żalu, rozstał się
z dotychczasowym miejscem pracy. Jeszcze w trakcie urlopu zatrudnił
się czasowo w Kętrzyńskim Ośrodku Szkolenia Lotniczego w Karole-
wie. Życie ułatwiał mu teraz nowo nabyty samochodzik Trabant-500.
Chciano go zatrzymać w Karolewie na stałe. On jednak był już po
181