Page 186 - Gawenda_PRESS
P. 186



wiance” uczył się siostrzeniec Darek Machowski. Wiesiek wziął udział
w uroczystości rozdania matur. Przeżył ją ze wzruszeniem. Ogarnęły go
wspomnienia z tej szkoły sprzed lat…
Do końca 1984 roku latał w kraju. Znalazł się jednak na liście kolej-
nego kontraktu zagranicznego. W dniu 5 czerwca 1985 roku wystarto-
wali grupą pięciu samolotów do Egiptu. Po dziewięciu dniach znaleźli
się w Aleksandrii. Teraz latał na samolocie AszoKruk. „Od początku
lipca zaczęliśmy ganiać nad polami bawełny, omijając palmy daktylowe
i przeskakując druty” – wspomina Wiesiek.
Jak niebezpieczna to jest praca i to nie tylko ze względów czysto
lotniczych, ale przez to, że ma się do czynienia z chemikaliami, poka-
zały następne dni. Wiesiek pisze: „Po wykonaniu zakrętu zacząłem pod-
chodzić do drugiego przejścia, gdy nagle straciłem przytomność. (…) Po-
tem czułem, że gdzieś mnie niosą, coś mnie boli. Na dobre obudziłem się
w szpitalu późna nocą. Byłem obandażowany i pozszywany jak stare ka-
lesony. Koło mnie był polski lekarz, który poinformował mnie o wypadku.
(…) Zatrułem się chemikaliami (…) urwał mi się film, a samolot nie-
sterowany zderzył się z ziemią. (…) Upadek nastąpił na polu ryżowym
i miękki grunt zamortyzował uderzenie. Silnik leżał 50 m przed wrakiem,
trochę bliżej zbiornik na chemikalia, następnie samolot ze złożonymi do
przodu skrzydłami. Ja byłem przypasany. Podczas zderzenia pękły pasy
plecowe, a całą siłę przejęły pasy brzuszne. Twarzą uderzyłem w tablicę
przyrządów. Połamałem nos i doznałem licznych obrażeń głowy. Jakiś
drut wbił mi się pod gałkę lewego oka. Tylko cudem uniknąłem ślepoty.
Pasy brzuszne złamały mi kilka żeber, pękła miednica i uszkodził się staw
biodrowy prawej nogi. Ponadto miałem rany na rękach i nogach, rozbity
prawy łokieć, lewe kolano i uszkodzoną kostkę prawej nogi. Oprócz obra-
żeń chirurgicznych bardzo groźne były powikłania neurologiczne spowo-
dowane działaniem toksycznych środków chemicznych. Szans na dalsze
latanie raczej mi nie wróżono.”
W Egipcie zajęto się nim troskliwie. Odwiedzali go ministerialni
oficjele, a i kucharz – muzułmanin przygotowywał mu posiłki na pol-
ską modłę. Spotkana życzliwość, troska i własna odporność pozwoliły
mu na to, że po dwóch tygodniach przyleciał LOT-em do kraju i zajęto
się nim w Wojskowym Instytucie Medycyny Lotniczej. Leżał tutaj dwa
miesiące. W sumie chorował osiem. W marcu 1988 roku stanął przed
komisją lotniczo-lekarską, aby określić jego zdolność do dalszej pracy
w powietrzu. Największe zastrzeżenia miał neurolog, ale i te po kon-



184
   181   182   183   184   185   186   187   188   189   190   191