Page 187 - Gawenda_PRESS
P. 187
sultacjach zostały pokonane. Został dopuszczony do latania na okres
dwóch miesięcy. Wysłano go do czarteru Kurowo koło Łeby. Tam wy-
konał kilka lotów pod okiem instruktora dla wznowienia nawyków
pilotażu na Antku i Kruku, co pozwoliło na rozpoczęcie samodzielne
latanie.
Tymczasem małżonka, pokonując liczne trudności formalne, roz-
poczęła budowę domu. Pomagał jej tata i wynajęci ludzie. Kiedy Wie-
siek przyjechał w końcu czerwca stała już pierwsza kondygnacja. Teraz
i on włączył się do pracy. Pomagały także obie córki. Do końca września
murarze zakończyli swe prace, a do roboty przystąpili cieśle. Przed zimą
zamknęli obiekt i zdołali włączyć centralne ogrzewanie. Dom sechł,
a oni zimę przetrwali u matki. Jednakże dzień 24 czerwca 1987 roku,
kiedy wypadało im srebrne wesele, obchodzili już we własnym domu,
ale bez Wieśka przebywającego w delegacji…
Wypadek pozbawił go licencji szybowcowej. Pozostał przy złotej
odznace z dwoma diamentami. Trzeci pozostał w sferze marzeń. Latał
dalej nad polami i lasami, zasilając rośliny lub zwalczając szkodniki.
Lecz w 1988 roku został zaplanowany na kolejną akcję zagraniczną do
Sudanu. W dniu 19 sierpnia, po badaniach, przygotowaniach samolo-
tów i spotkaniu na lotnisku Okęcie w pięć maszyn typu AN wystarto-
wali w podróż do Sudanu. Tym razem ekipa okazała się niezbyt zgrana.
Doprowadziło to do wypadku w burzy piaskowej. Nonszalancja i brak
szacunku dla innych zaowocował tragedią. Dwa samoloty poszły na
złom, a dwie dusze do nieba…
Znaleźli się w bazie Messalamija, z której obsługiwali płaskie jak stół
pola. Nie było żadnych drzew ani drutów. Uciążliwością była jednak
46-cio stopniowa temperatura. W powietrzu nie było już tak gorąco
i praca w sumie była przyjemna. Tak doczekali świąt Bożego Narodze-
nia. Urządzili sobie Wigilię i śpiewali kolędy. Po Nowym Roku podjęli
pracę nad ochroną upraw pszenicy. Kontrakt się kończył. Kolejno wy-
syłano do kraju pilotów i samoloty. Na Wieśka przyszła kolej 1 lutego.
Samolot nabawił się jakiejś usterki i silnik kichał grożąc awarią. Leciał
nad Nilem na północ i patrzył z góry na przesuwającą się pod nim
historię. Z duszą na ramieniu doleciał do Aleksandrii, gdzie samolot
został do naprawy, a on LOT-em powrócił do kraju. Po wykorzysta-
niu urlopu, znów latał nad polskimi polami i lasami. W połowie lipca
pożegnał swojego AN-a, nie przypuszczając, że to ostatni lot na tym
typie samolotu. Ogólnie wylatał na AN-2 2409 godzin i 6 minut. Teraz
185