Page 129 - Gawenda_PRESS
P. 129
Powołali więc siostrzaną firmę Airspan Travel Ltd. Druga firma
posiadała dwa samoloty dwusilnikowe (jeden typu Airspeed Consul,
a drugi Beechcraft D-18). Z początkiem roku 1948 mieli już siedem
samolotów pilotowanych przez pięciu doświadczonych pilotów!
Zajęcia nie brakowało. Biura podróży stale „podrzucały” im klien-
tów spragnionych wypoczynku nad Morzem Czarnym. Było też wielu
ludzi interesu, którzy spieszyli się na spotkania w różnych miejscach
Europy, a nawet Afryki i Bliskiego Wschodu. Wykorzystywali tę legalną
robotę do celów pomnażających ich zyski. Zajmowali się nielegalnym
przewozem szwajcarskich zegarków do Anglii, starych papierowych
funtów na wymianę na aktualne w angielskich bankach, czym ratowali
utracone dobra Francuzów, wreszcie przerzucali ludzi z nie całkiem le-
galnymi dokumentami do Palestyny.
Kiedy przyjrzał się z bliska temu zbiorowisku ludzi, w którym jak
wspomina „połowa mówiła w idysz, a druga połowa po polsku” , za-
stanawiał się „co też może powstać z tej rzeszy ludzi jaka przybyła do
Ziemi Obiecanej? Przecież ta mieszanka nieszczęścia liczącego sobie setki
lat, nieszczęścia nowego, butnej radości życia, twardego zdecydowania
i determinacji – musiała stanowić materiał wybuchowy, eksplodujący
gdy ktoś rzuci iskrę”. Zadawał więc sobie pytanie, dlaczego Arabowie
nie mogą pojąć, że ludzi, którzy tyle wycierpieli, należy zostawić w spo-
koju?
Sporo ryzykowali przy tych wszystkich interesach. Tym bardziej, że
zamówienia na ich usługi zaczęły napływać także z Tangeru w Maroku.
Patrzył z powietrza na piękne europejskie wille powstające w eksklu-
zywnych miejscach. Zakupił tutaj nawet kilka działek budowlanych,
których wartość wielokrotnie rosła po wystawieniu mniej lub bardziej
wytwornych domów.
Spotykały ich także jednak przykre straty, zawodzili pewni dotąd
wspólnicy, zdarzały się „wpadki” celne, ponosili duże starty. Doszło
nawet do konieczności sprzedaży samolotów, które stały się „trefne”
i mogły być rozpoznane. Musieli w to miejsce kupować nowe ze zmie-
nionymi znakami rozpoznawczymi. Bywało, że musieli robić dłuższe
przerwy w nielegalnym procederze. Legalna firma, przewożąca tury-
stów, działała wszak nieustannie.
Po nieudanym morskim przemycie obiecał sobie, że dość tego.
Wbrew pozorom nie lubił zbytniego ryzyka, a to morskie takie niosło.
Usłyszał od jednego z kontrahentów:
127