Page 133 - Gawenda_PRESS
P. 133



Postanowili, że wróci do Genewy, przygotuje się i przy najbliższej
okazji zabierze ją ze sobą. Nie czekali długo. W lipcu 1962 roku zna-
lazł się ponownie w Paryżu. Zlikwidował tu swoje interesy – restaurację
i Club de l’Etoile. Zabrał też swoją żonę, która przyleciała z Genewy.
Przed wyjazdem z Katangi postawił przed Czombem swoje żądania
dotyczące mieszkania i korekty zarobków, gdyż zakres jego kompeten-
cji uległ rozszerzeniu, m.in. o zakupy i sprowadzanie nowych samo-
lotów. Czombe obiecał, że kiedy wróci dostanie oficjalną nominację
z odpowiednim wynagrodzeniem i willę dla osobistego użytku.
Stan swojego małżeństwa w tym czasie określa następująco:
„A moje małżeństwo? W danej chwili trudno mówić by było ustabili-
zowane. Na szczęście moja młoda i bardzo wysportowana żona, całą
sytuacją świetnie się bawiła. Wcale nie wykazywała tęsknoty za spoko-
jem mieszczańskiego życia w miękkich pantoflach. Cieszyła się szczerze
z pobytu w Katandze i możliwości dokonywania w Afryce upragnionych
odkryć. Patrzyła na sprawy oczami turystki, zapewniając mnie – wojow-
nikowi kojący spokój. Ja także miałem marzenia. Wyobrażałem sobie, że
w przypadku (…) pojednania z ONZ i partnerami z Leopoldville i Bruk-
seli, mógłbym powołać do życia linie Air Katanga i stać się ich prezyden-
tem i dyrektorem generalnym. Na razie byłem jednak najemnikiem i to
z określonym ryzykiem.”
Pracując nad zakupami nowych maszyn doszedł do wniosku, że le-
piej skierować swoją uwagę na Johannesburg, gdzie ceny używanych
samolotów miały ceny jak w Europie, ale dostawa ich do Katangi była
o wiele prostsza, pozbawiona dużej ilości procedur, no i tańsza.
Wprawdzie po powrocie do Kolwesi w Katandze nie zastali obie-
canej willi w stanie gotowym do zamieszkania, ale prace remontowe
były na ukończeniu. Postanowili ją jednak zająć i spać przez jakiś czas
na materacach. Łoże małżeńskie dostarczono im dopiero w tydzień po
powrocie. Tu wszystko odbywało się „z poślizgiem”. Nie zrażeni tym
pojechali do Johannesburga, gdzie Jan zajął się swoimi sprawami, a Gi-
sela sprawiła sobie auto VW, którym następnie penetrowała Rodezję,
Katangę i Angolę.
Małżonek włożył jej do schowka rewolwer kalibru 6,35 mm, aby
czuła się bezpieczniej, a pewien znajomy Belg pouczył ją: „najpierw
strzelaj do atakującego cię faceta, a potem dwa razy w sufit samochodu.
Zawsze będziesz mogła powiedzieć, że oddałaś dwa ostrzegawcze strza-
ły…” Na szczęście nigdy nie spotkało ją nic złego, świetnie sobie radziła.



131
   128   129   130   131   132   133   134   135   136   137   138