Page 119 - Gawenda_PRESS
P. 119
Hurricane
Zumbacha
w powietrzu
gadkowo zygzakowatym krokiem. „Pijany jak bela” – pomyślał. Tamten
na jego każdy ruch oddawał strzał. Janek stał więc nieruchomo.
– Dlaczego pan strzela? – zapytał.
– Nie celuję w pana. Chcę żeby pan się nie ruszał. Wylądował pan
w środku pola minowego!
Teraz zrozumiał jego „zygzakowaty” krok. Wieczorem był już
w swojej bazie.
Na wieść o polskich sukcesach w powietrzu, w dniu 15 września na
lotnisku w Northolt, dywizjon odwiedził JKM Jerzy VI. Był uprzejmy,
ściskał dłonie, czasem o coś zapytał. Trafiło się to por. Wojciechowi Ja-
nuszkiewiczowi. Król o coś zapytał, porucznik nic nie zrozumiał, więc
posłużył się formułką jakiej używano w rozmowie z kontrolerami ruchu:
– Say againe Sir…
Kłopotliwą sytuację przerwał na szczęście alarm bojowy. Monarcha
mógł się naocznie przekonać o sprawności polskich pilotów.
W końcu października, kiedy wygasała już Bitwa o Anglię, Polish
Squadron 303 miał na swym koncie: 126 pewnych i 20 prawdopodob-
nych zwycięstw. Sami stracili 6 pilotów, wszyscy byli strącani co naj-
mniej jeden raz, bo byli i tacy, którzy spadali dwa razy.
Za dzielność w walce czterech z nich zostało odznaczonych angiel-
skim „Zaszczytnym Krzyżem Lotniczym DFC” (Distinguished Flying
Cross), a nasz bohater dwukrotnie: w październiku 1941, a potem we
wrześniu 1942 r.
Wszystko to jednak kosztowało trochę zdrowia. Ciągłe napięcie ner-
wów powodowało bezsenność, nadpobudliwość i rozdrażnienie. Szukali
117